sobota, 17 maja 2014

Chapter II

     Z lekkim trudem pochyliła się i położyła kwiaty na grobie trzeciego Hokage. Usiadła na ławeczce wpatrując się w zdjęcie zmarłego. Nic nie mówiła, lecz dużo rozmyślała. Poprzedniego dnia minęła kolejna rocznica od chwili jego śmierci. Lubiła tu przychodzić. Pobyt tu ją uspokajał. Nigdzie nie musiała się spieszyć, nikt niczego od niej nie chciał. I tylko boląca noga nie pozwalała jej całkiem odpłynąć w senne marzenia. Kiedyś było inaczej. Nie chodziła tak jak dziś lekko przygnębiona. Nawet tu nie mieszkała. Pochodziła z wioski położonej daleko na południe, na dużej wyspie. Wywodziła się z innego kraju, rodu... Miała ze sobą opaskę obcą tutejszym ludziom. Choć teraz należała do tej społeczności to wciąż ze sobą nosiła ochraniacz na czoło przepasany przez biodro. Kiedyś wzbudzał spore zainteresowanie pośród mieszkańców. Teraz się przyzwyczaili i o nic już nie pytali. Zamknęła oczy, wsłuchując się w szum wiatru.

-Kochanie, chodź na obiad - z domku wyjrzała jasnowłosa kobieta. - pobawisz się za chwilę. Twoje zabawki nie uciekną.
-Ale mamo - naburmuszyła się dziewczynka - właśnie jest najlepsza część! Potem zapomnę, co miało być dalej!
-Na pewno będziesz pamiętać. Chodź, szkrabie. Zupa wystygnie... - w końcu mała dała się nakłonić, aby wejść do mieszkania. Z roześmianą buzią usiadła na wysokim stołku, obok starszego od siebie chłopaka.
-Mamusiu, pójdziemy dziś wieczorem oglądać świetliki?
-Możesz je oglądać codziennie ze swojego okna.
-Wolę iść nad staw... Tam lepiej wszystko widać - dziewczynka zrobiła niewinną minę.
-Jeszcze zobaczymy dobrze? I ja i tatuś mamy jeszcze trochę pracy.
-Hai~ - przyjęła do wiadomości usatysfakcjonowana odpowiedzią. Wreszcie zaczęła jeść ciepły barszcz. Przysłuchiwała się temu, co mówili pozostali. Chciała być już duża. Zacząć ćwiczyć jak jej brat. Raptem kilka dni wcześniej pokazano mu pierwsze ćwiczenia, które miał wykonywać, aby zostać ninja. Ona też chciała.

     Właśnie... chciała. Tego wieczoru pojawił się ktoś z oddziału specjalnego i poprosił kobietę, aby uczestniczyła w misji. Mała nie poszła na świetliki. Nie zobaczyła też już więcej swojej matki. Według przekazanych informacji, zaginęła na misji. Miała wtedy cztery lata. Życie jednak toczyło się dalej.

     Dzięki zaangażowaniu ojca i brata nie przeżyła tak bardzo braku swej rodzicielki. Nauczyła się żyć bez niej. Wciąż była uśmiechniętym dzieckiem. Zaczęła się uczyć prostych ćwiczeń i technik. Obserwowała jak rozwija się nauka brata. Czasem zostawali tylko we dwoje, gdy ojciec szedł na misje. Dawali sobie radę. Nie płakała. Nie narzekała. Zaakceptowała nowy stan rzeczy. Do czasu...


-SETH! - krzyk małej dziewczynki rozniósł się po wiosce. Nikt jednak nie zdążył zareagować. Jak grom z jasnego nieba spadł na wszystkich atak zupełnie obcych ludzi. Nie byli w stanie się bronić. Mała mieścina posiadała zbyt mało ninja, aby poradzili sobie z napastnikami. - Seth... - złapała ciało upadającego chłopca. Jego pierś przeszył pocisk rozrywając klatkę piersiową na strzępy.
-Uciekaj.. - wycharczał ostatkiem sił dławiąc się krwią.
-Nie zostawię cię! - zacisnęła piąstki na ramionach brata. Za późno. Jego duch już opuszczał ciało. Zdruzgotana nie wiedziała co ze sobą począć. Chciała walczyć, bronić najważniejszych dla niej osób. Lecz była tylko małym dzieckiem. Co mogła zrobić siedmiolatka? Zginie naprawdę bardzo szybko. - Co robić... co robić...? - powtarzała z trudem powstrzymując łzy. Słyszała odgłosy z wioski. Kolejni mieszkańcy milkli. Zwycięstwo obcych było nieuniknione.
-Huh? A kogo my tu mamy? - jeden z napastników dopatrzył się rodzeństwa w ogrodzie. Przestraszona dziewczynka odskoczyła od niemal martwego już chłopca. Kierowana instynktem wbiegła do domu. - Wiem gdzie jesteś! Nie uciekniesz przede mną! - nawoływał. Nie miała zamiaru oddać się w jego ręce. Złapała kilka zwojów i wrzuciła je do plecaka. Ślizgiem wpadła do pokoju ojca. Z pewnością był gdzieś na zewnątrz pośród walczących.
-Szybciej... szybciej... - wsunęła się pod łóżko i ze skrytki z podłogi wyciągnęła pudełeczko. Nagle ktoś siłą wyciągnął ją za kostkę.
-Nie! - pisnęła przestraszona.
-Znalazłem cię~! - zaśmiał się szyderczo mężczyzna. - Bądź grzeczna, a może zabije cię bezboleśnie... hmm... co tam masz? - sięgnął ręką w stronę pudełeczka.
-Zostaw mnie! - wierzgnęła. W jej ręku znalazł się kunai, którym zaatakowała osobnika. Zaskoczony wypuścił ją. Z głuchym łoskotem upadła na podłogę. Nie było jednak czasu na płacze. Podniosła się najszybciej jak tylko potrafiła i biegiem wybiegła z domu.
-Wracaj tu, ty bachorze! - do jej uszu dobiegły nieprzyjemne groźby. Każda kolejna okraszona była przekleństwami.
-Uciekaj! - dziewczynka obejrzała się słysząc znajomy głos ojca. Skręciła w jego stronę. Tuż obok niej przeleciała kula ognia. Musnęła ją lekko w policzek. Czuła niezwykłe ciepło. Zaraz potem pocisk uderzył w dom. Konstrukcja wybuchła paląc żywcem mężczyznę, który znajdował się w środku.
-Tato! - ostrzegła rodziciela przed niespodziewanym atakiem. Zatrzymała się w pół kroku. Kawałek dalej leżał jej brat skąpany we krwi. Zareagowała intuicyjnie dobiegając do jego ciała i brudząc dłoń w jego krwi. Pieczęcie znała na pamięć - Kuchiyose no jutsu! - z determinacją wymalowaną na twarzy uderzyła otwartą dłonią o ziemię. Nie była pewna, czy to zadziała. Jednak ciemne znaki pieczęci rozeszły się promiennie od ręki, a chwilę później pojawił się rajski ptak o kolorowym upierzeniu. Szeroko rozłożył skrzydła. Długi ogon dzielił się na dwie części. Na głowie miał pióropusz, szmaragdowe oczy spojrzały na przywołującego. Nie dostrzegł jednak tej osoby, której się spodziewał.

-Frie~! - zaśpiewał żałośnie widząc chłopca kawałek dalej.
-Milo... Milo, proszę, zabierz nas stąd! - krzyknęła błagalnie. Przywołane stworzenie pochyliło się nad chłopcem. To był jego pan, to przy nim powinien trwać - MILO! - ptak odwrócił potężny łeb w jej stronę. Powinien ratować tylko jego, lecz... opuścił skrzydło w kierunku dziewczynki. Nie czekając wspięła się na jego grzbiet podczas gdy, stwór ujął w swą łapę bezwładne ciało dziecka. Powoli zaczął wzbijać się w powietrze młócąc skrzydłami. Znajdowali się coraz wyżej. - Gdzie tata? - gorączkowo rozglądała się po polu walki szukając tylko tej jednej konkretnej osoby. Rajski ptak zaczął się oddalać starając uratować rodzeństwo.
-Jestem - w powietrze wystrzelił mężczyzna. Przysiadł na grzbiecie stworzenia - Kochanie, posłuchaj mnie. Cokolwiek by się nie stało, nie oglądaj się za siebie i nie wracaj. Musisz przeżyć, rozumiesz mnie?
-Tak tato...
-Udaj się do wioski Liścia, do Konohy. Zaopiekuje się tobą trzeci Hokage. Jest mi winien przysługę...
-Tam są! - rozległy się w dole nawoływania napastników. Wszyscy inni mieszkańcy wioski byli już martwi. Raz po raz w kierunku lecących puszczane były kolejne pociski i bronie. Dziewczynka pisnęła, kiedy jedno z ostrzy przecięło jej policzek. Inne wbiło się w bok.
-Obawiam się że nie mogę z wami teraz lecieć dalej - uśmiechnął się smutno mężczyzna. - Kocham was - pogłaskał ją po główce. - Bądź dzielna, wszystko będzie dobrze... - ucałował ją w czoło, a potem zeskoczył z grzbietu. Musiał walczyć z napastnikami. Inaczej żadne z nich nie przeżyje. A najważniejsze dla niego były dzieci. Jedynym sposobem było zatrzymanie pościgu najdłużej jak to tylko możliwe.
-TATO! - zawyła rozpaczliwie mała widząc, jak ten znika pośród drzew. Milo przyspieszył. Każda sekunda była niezwykle ważna.

     Po policzku młodej dziewczyny spłynęła pojedyncza łza.


     Dotarła do wioski. Ptak zrzucił ją przed bramą Konohy a potem zniknął z bratem. Nie miała pojęcia, co się wtedy wydarzyło. Stwór nigdy więcej potem nie dał się przywołać. W jego miejsce pojawiały się tylko inne mniejsze ptaszki. Lecz po kolei. Zgodnie z tym, co powiedział jej ojciec udała się do Hokage. Starszy mężczyzna zrozumiał. Wysłał oddział do odległego kraju ze świadomością, że prawdopodobnie jego dawny znajomy już nie żyje. Dziewczynka trafiła do szpitala. Nie miała poważnych obrażeń. Szybko doszła do siebie. Nie potrafiła się jednak odnaleźć zbytnio w nowym, zupełnie obcym jej środowisku. Niemo zgodziła się na propozycję lidera wioski, aby zaadoptował ją i została jego wnuczką. To już nie miało wtedy dla niej większego znaczenia. Straciła całą swoją rodzinę.
     A potem pojawił się Konohomaru. Stopniowo stawał się jej młodszym bratem. To dzięki niemu otworzyła się bardziej na świat. Pomagała mu trochę w treningach lecz nigdy na poważnie nie wykorzystywała swych umiejętności. Nie chciała. Nauczyła się jednak być wdzięczna Hokage za opiekę jaką nad nią roztaczał. Był naprawdę wyrozumiały. Wiele dla niej zrobił. Zaczęła się przyzwyczajać do swej przybranej rodziny. Miała cichą nadzieję, że to właśnie teraz odnajdzie spokój i ukojenie.
     Nie uczęszczała do akademii. Nie była w żadnej drużynie. Większość czasu spędzała u boku dziadka. Lubiła czytać w jego towarzystwie. Pomagała, jeśli to było tylko możliwe. Czuła się przydatna. Na twarzy pojawiał się od czasu do czasu szczery uśmiech. Naprawdę, zaczynała to miejsce nazywać swoim nowym domem. Miała też nadzieję, że gdzieś tam z nieba czuwa nad nią jej rodzina.
     Było pięknie.
     Zbyt pięknie.
     Aż nadszedł dzień, gdy Trzeci został zabity.
     Walczyła wtedy z napastnikami i omal nie zginęła.
     Wyła z rozpaczy, gdy usłyszała o śmierci Hokage. Jedyną osobą, która była wtedy w stanie do niej dotrzeć był Konohamaru.
     Nakłonił ją, aby żyła. Aby starała się odzyskać swoje zdrowie. Rehabilitacja była ciężka. Miała uszkodzony kręgosłup, zmiażdżone prawie wszystkie kości. Dopiero po trzech latach stanęła na nogi i zaczęła poruszać się o kulach, odstawiając na bok wózek inwalidzki. Wiele czasu spędzała w szpitalu. Do domu praktycznie nie wracała. Cmentarz omijała szerokim łukiem idąc tam tylko kilka razy do roku.

     Po długim czasie pogodziła się jednak ze swoją stratą. Zamknęła się jednak na świat, wpuszczając do niego tylko swego przybranego młodszego brata. Nie chciała mieć znajomych. Obawiała się, że skończą tak samo jak wszyscy członkowie jej rodziny. Wyciszyła się. Wyleczyła na tyle na ile to możliwe. Po wypadku wspomnieniem zostały pojedyncze blizny i lekkie utykanie na jedną nogę. Naprawdę, zrobiła niezwykłe postępy w ciągu kilku lat. Wiele osób by nie przeżyło takiego wypadku.
Zaczęła chodzić na cmentarz. Stało się to jej rutyną. Podczas wojny zaś pomagała z boku nie biorąc czynnego udziału w walce. Od momentu śmierci Trzeciego nie walczyła i korzystała tylko z dwóch jutsu. Oba były przyzywające. Jedno, przywoływało stworzenie z którym pakt zawarł jej brat, drugie stworzenie z którym ona sama podpisała umowę. Z jakiegoś powodu ptak uznał ją za nowego właściciela. Prawdopodobnie chodziło o więzy krwi. Niczego konkretnego jednak nigdy jej nie powiedział.

     A teraz... siedziała tu, jak zwykle z boku obserwując wydarzenia w wiosce. Łza wyschła na jej policzku. Oderwała się od przeszłości. Podobno do wioski wróciło trzech przedstawicieli klanu Uchiha. Wyczuwała, że sytuacja jest dość napięta. Niektórzy sie cieszyli, inni złorzeczyli. A jej było to obojętne. Nigdy nie brała w tej historii czynnego udziału. Wiedziała mniej więcej jak wygląda Mits, Sasuke i Itachi. To jej wystarczyło. Świętowano także powrót innych ninja. Naruto, Sakura, Ino, Hinata, Neji... i wielu, wielu innych. Teraz, gdy wojna wreszcie się skończyła mogli zacząć normalnie żyć. Tak... zacząć wszystko od początku. Więc może i dla niej zacznie się jakiś nowy początek?
 

czwartek, 8 maja 2014

Chapter I

Rok? Dwa? Więcej? Zegarek stracił godziny. Drogi zapomniały kilometry. Noc mieszała się z dniem. Dni tygodnia zlewały ze sobą.
Oczekiwanie.
Pościg.
Niespokojne sny.
Stracone nadzieje.
Przegapione marzenia.
Wszystko to nie miało znaczenia... bo ona powróciła. Wszyscy powrócili, lecz... dzięki niej historia zmieniła swój tor, a krwawą rzeź przemieniła w spokój.
Dziecko przeznaczenia - nikt nie wiedział skąd wzięło się niemowlę, po prostu pojawiła pewnego dnia.
Bez rodziny.
Bez przyjaciół.
Bez perspektyw na przyszłość.
Itachi i Sasuke okazywali względem niej ogromną troskę i otaczali opieką. Później spokojny czas minął pochłonięty przez rzeź niewiniątek w klanie Uchiha. Sasuke przemieniony w mściciela coraz częściej wszczynał kłótnie z Mitsuko. Nie wiedziała dlaczego tak ją traktuje... do czasu, aż nie odkryła prawdy. A aby do niej dotrzeć musiała wiele znieść.
Po odejściu Sasuke z wioski, zamiast bezmyślnie ruszać w pościg postanowiła dotrzeć do źródła problemu. Wiele dni przeszukiwała domy i przekopywała ziemie na opuszczonym terytorium klanu Uchiha.
Nie spała.
Nie jadła.
Nie odrywała dłoni od poszukiwania.
Nawet gdy zniszczyła wszystkie bronie i łopaty jakie miała pod ręką, aby nie tracić czasu wykorzystywała swe dłonie. Z czasem zdarła skórę, a nawet... odłamała całe paznokcie. Krew spływająca po nadgarstkach mieszała się z błotem, lecz mimo to dziewczyna nie potrafiła przestać. Dopiero mogła odsapnąć, gdy dotarła do sedna. Informacje jakie znalazła dotyczyły rodzeństwa Uchiha, lecz nie jedynie braci. Zrozumiała dlaczego otaczali ją opieką, bowiem... była ich rodzoną siostrą. Jedyną córką Mikoto Uchihy i jedynym dzieckiem Kakuzu.
Odpoczęła. Wykapała się. Posiliła i... na drugi dzień wyruszyła.
Nadaremno za nią podążał. Ich drogi mijały się, krzyżowały, lecz nigdy nie łączyły. Teraz po latach powróciła. Z dumnie uniesioną głową kroczyła pomiędzy braćmi Uchiha. Dokonała tego, czego nikt nie zdołałby dokonać. Powstrzymała walkę bratobójczą. Otworzyła im oczy. Zmieniła bieg historii Sasuke, a co za tym idzie - także życie wielu shinobi.
Widział ją.
Lśniła pomiędzy ninja, niczym polarna gwiazda pośród miliardami innych. Był świadkiem przekroczenia granicy klanu Uchiha na ich rodzinne ziemie. Przyglądał się jak płacząca ze szczęścia Mitsuko upada na kolana i całuje ziemie, w której odcinku wykwitł piękny krzew róż. Przyglądał się, lecz nie mógł brać biernego udziału.
Postanowił to zmienić.
Zbyt długo jedynie za nią kroczył. Zbyt długo zwlekał. Nie miał zamiaru tracić więcej czasu. Wiedział, że Itachi i Sasuke wyruszyli na misje i wrócą dopiero za dwa dni. Jeżeli przez te wszystkie lata czekał na idealny moment, to okazałby się idiotą jeżeli teraz zaprzepaściłby swą okazję.
Bezszelestnie wszedł do domu zamieszkiwanego przez rodzeństwo Uchiha.
Ogromna odmiana.
Zamiast odłamków szkła, wybitych szyb, zniszczonych przedmiotów... dostrzegł pięknie wypolerowane podłogi. Czyste szyby w okiennicach. Kwiaty. Wspólne zdjęcia rodzeństwa Uchiha.
- Dokonałaś tego. - Wyszeptał wchodząc do sypialni w jakiej na ogromnym łożu odpoczywała jedyna żyjąca kobieta z rodu - Mitsuko Kalibara Uchiha. - Powstrzymałaś nienawiść. Zapobiegłaś tragedii. Pomogłaś oczyścić imiona... a przy tym znalazłaś swe miejsce na Ziemi. - Szeptał. Czule przyglądał się twarzy młodej kobiety, na którą księżyc rzucał swój blask. Blada jak śnieg. Delikatna niczym płatki róż. Ponętne pełne usta w kolorze malin. Długie rzęsy. Ciemne brwi. Spoglądał jak śpi spokojnym snem i wiedział, że tylko tyle wystarczy mu do pełni szczęścia. Nie miał sumienia, aby ją obudzić. Pamiętał jak uczył ją podstaw. Jego uczennica. Szkolił ją, gdy miała zaledwie 12 lat. Pamiętał małą dziewczynkę z długimi brązowymi włosami i ogromnymi zielonymi oczami ciekawymi świata. Drobna na tyle, że wiatr potrafił ją porwać. Smutna. Samotna. Bez wsparcia. Bez rodziny. Teraz po upływie lat, miał przed sobą piękną młodą kobietę. Czuł jak krew szybciej pulsuje w żyłach.
- Sensei? - Cicho wymamrotała otwierając niemrawo oczy. Ociężale opierając łokciami o łóżko uniosła głowę, aby spojrzeć w stronę drzwi. Dostrzegła wysokiego, przystojnego mężczyznę. Miał platynowe włosy będące w wiecznym nieładzie. Opaska ze znakiem Konohy zakrywała jego lewe oko. Natomiast twarz skrywał pod maską.
- Witaj Mitsuko. - Rozbrzmiał męski głos. Pomimo, że szatynka wcześniej spała i miała zamknięte oczy, to dzięki zmysłom węchu i słuchu wyczuła, że nie jest sama. Wszędzie poznałaby swego mistrza. Shinobi dzięki któremu nie doznała porażki. Dawał jej siłę. Dodawał otuchy. Trwał. Wspierał. W sumie stanowił jedną z nielicznych osób, jakie mogła określić mianem rodziny... Wszystko uległo zmianie, gdy ruszyła za swym bratem.
- Sensei... - Wyszeptała, gdy tylko mężczyzna zapalił światło. Dłonią zakryła oczy, gdyż odczuwała dyskomfort z powodu nagłego zakłócenia krainy cieni. Chwilę potrwało nim przywykła do jasności, a gdy odsłoniła oczy dostrzegła pochylonego nad nią mężczyznę. Spoglądał prosto w jej zielone oczy. - Czy coś się stało? - Powoli usiadła na łóżku. Rozmarzonym wzrokiem spoglądała na ninje.
- Też chciałbym wiedzieć. Wiele się zmieniło. Odnalazłaś swe miejsce. Odzyskałaś rodzinę. Zostałaś oficjalnie uznana jedyną ocalałą kobietą z klanu Uchiha. A po powrocie nawet nie przyszłaś się przywitać. - W głosie słychać było smutek, a w oczach widać rozczarowanie.
- To nie tak, że nie chciałam, byłam zajęta i zmęczona, a także zagubiona. - Powiedziała na swą obronę. Doprawdy nie zamierzała urazić swego mistrza.
- Zastanowię się czy tobie wybaczę, jeżeli pójdziesz ze mną na spacer.
- Teraz? - Zamrugała niedowierzając w słowa nauczyciela. - W środku nocy?
- Zawsze wolałaś noc od dnia, a może coś uległo zmianie?
- Nie chcę iść na spacer. - Odparła markotnie.
- W takim razie zrób mi kawę. - Nie dawał za wygraną.
- Wpraszasz się sensei, a to jest bezczelne. - Zmrużyła oczy spoglądając sceptycznie na mężczyznę.
- Bezczelne było, gdy jako jedyna zdjęłaś mi z twarzy maskę i odsłoniłaś moją twarz.
- Nie zgadniesz, ale mam ochotę to powtórzyć. - Przebiegły uśmieszek wykrzywił malinowe usta młodej kobiety.
- Jeżeli się postarasz. - Usłyszała w odpowiedzi. - Musiałabyś najpierw wstać z łóżka.
- Sensei wierz mi, że tego nie chcesz.
- Wiem czego chcę.
- Ale nie tego.
- Nalegam panno Kalibara. - Powiedział dobitnie. Jeszcze przez parę minut trwała sprzeczka, lecz nie zapowiadało się na to, że platynowłosy zechce zmienić zdanie. Zrezygnowana dziewczyna odrzuciła kołdrę. Sugerując się życzeniem mężczyzny powoli wstała z łóżka. Miała na sobie... właściwie łatwiej będzie powiedzieć czego nie miała... odpowiedź jest prosta - niczego. Odpoczywała w łóżku zupełnie naga, przykryta jedynie kołdrą. Stanęła przed shinobi roznegliżowana. Dłońmi chwyciła się za biodra. Z nietęgą miną spoglądała na swego mistrza.
- Mitsuko... - Wydukał. Wzrokiem lustrował ciało Kalibary. Długie brązowe włosy swobodnie spływały po ramionach dziewczyny. Piersi jędrne. Ciało zadbane. Pachnące. A do tego zalotne spojrzenie kocich oczu i... ponętne pełne usta.
- Długo jeszcze masz zamiar gapić się na moje ciało? - Zapytała sceptycznie kładąc dłonie na swych biodrach.
- Wybacz. - Speszony odwrócił wzrok dopiero, gdy usłyszał uwagę. Powinien od razu to zrobić, lecz nie potrafił. Czuł, że pragnął spoglądać na ciało swej podopiecznej. Wiedział, że między nimi jest ogromna różnica wiekowa sięgająca ponad 10 lat. Jednakże jej widok. Bliskość... Czuł jak krew szybciej pulsuje w żyłach. Nieokrzesane myśli uderzające o głowę tworzyły jeszcze większe spustoszenie. - N-nie powinnaś spać nago! Jeszcze ktoś mógłby ciebie zobaczyć!
- Yhm... na przykład zboczony sensei? - Powoli podeszła do krzesła na którym wisiał szlafrok.
- Nie zrobiłem tego celowo. - Powiedział szybko, zawstydzony. Jedynie dzięki masce rumieniec nie był zbytnio widoczny.
- Może i nie, ale czerpałeś z tego przyjemność. - Stwierdziła wskazując na krocze mężczyzny, gdzie powstał swoistych rozmiarów namiot. - Teraz chcę zobaczyć twe ciało. - Mruknęła narzucając na ramiona szlafrok.
- Słucham? - Wykrztusił i mimowolnie odwrócił twarz w stronę dziewczyny. Poczuł kolejną falę krwi wzburzoną w żyłach. Pomimo, że Mitsuko miała na sobie szlafrok, to ani myślała go zawiązywać. Dokładnie widział jej nagie piersi, a także idealnie wydepilowane dolne partie ciała.
- Nie chce być stratna, a jeszcze nie miałam okazji obejrzeć ciała mężczyzny. To będzie ciekawe doświadczenie.
- Nie wiem czy to przystoi. - Peszyła go myśl, że ma paradować zupełnie nago przed Kalibarą.
- Przystoi czy nie, to mnie nie interesuje. Wtargnąłeś na posesję mego domu bez zaproszenia. W dodatku wybierając dogodny dla siebie moment, gdzie w rezydencji nie ma moich braci. Ponadto jak wrona w wymalowane wrota, gapiłeś się na moje nagie ciało. Zatem teraz ty sensei wyskakuj z ubrań... wszystkich.
- Nawet maska?
- Nawet maska.
- Widziałaś już mnie bez maski.
- To niczego nie zmienia. Widzisz mnie nagą, to ja nie mogę być gorsza. Grajmy w otwarte karty sensei.
- N-no dobrze. - Widząc, że nie ma zbyt wielkiego wyboru postanowił przystać na propozycję młodej Uchihy. Z reszta i tak nie miał nic do stracenia, a przy odrobinie szczęścia mógł wiele zyskać. Powoli rozpiął kamizelkę. Nim dziewczyna zamrugała zrzucił ją z siebie i chwycił za bluzkę jaką miał pod wierzchnią odzieżą. Niewiele myśląc złapał stanowczo za materiał i zdecydowanie pociągnął zrywając z siebie. Szatynka uśmiechnęła się lubieżnie widząc pięknie wyeksponowane mięśnie brzucha junina.
- Sensei twój tors... - Jęknęła nim zdołała się powstrzymać. Pierwszy raz miała przyjemność obcować sam na sam w pokoju z mężczyzną, który rozbierał się specjalnie dla niej.
- Coś z nim nie tak? - Zapytał zadziornie. Rozpierała go duma widząc jak Mitsuko reaguje na widok jego ciała. Nie mógł doczekać się reakcji młodej Uchihy, gdy tylko dostrzeże jego ciało w pełnej okazałości. Dlatego też nie zwlekał. Szybko zrzucił z siebie sandały. Opaskę. Wolniej zsunął spodnie. Pozostał w samych bokserkach i masce.
- Gorąco... - Wyszeptała wachlując siebie dłonią. Nie mogąc wytrzymać emocji spokojnie opadła na łóżko. W tym momencie mężczyzna zerwał z siebie bokserki. Szatynka wydała zduszony okrzyk zakrywając oczy dłońmi. Hatake zaśmiał się perliście widząc speszoną damę. Zwłaszcza, że to na jej specjalne życzenie musiał wyskoczyć z ubrań.
- Wszystko w porządku? - Zapytał kucając obok kociookiej. - Przerażam ciebie?
- Może troszkę. - Nieśmiało rozchyliła palce dłoni i spojrzała przez szczelinę na mężczyznę. - Sensei Kakashi... - Wymamrotała widząc jego twarz pozbawioną maski. Bez wahania stwierdziła w myślach, że jest o wiele bardziej przystojniejszy ze ściągniętą maską niżeli założoną. - Czy nosisz maskę dlatego, że obawiasz się iż twój urok mógłby odrywać uwagę innych od pracy?
- Zatem uważasz, że jestem przystojny?
- Sensei przecież doskonale wiesz, że jesteś przystojny.
- A ty piękna... - Odpowiedział mocnym stanowczym tonem, jakby wyznał niezaprzeczalną prawdę.
- Ależ sensei... - Wymamrotała czując jak mężczyzna chwyta za jej nadgarstki i odciąga od twarzy. - Zbyt długo czekałem na ciebie. Codziennie podążałem. Pamiętasz jak zaśpiewałaś niegdyś...?
- Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniu
staraj się podążać moim śladem
szukaj mnie bo sama nie wiem już
bo nie wiem kiedy sama się odnajdę... - Zanuciła. - Ależ sensei to oznacza, że... - Jeszcze nigdy nie czuła się tak speszona. Przebywała sam na sam w sypialni z nagim mężczyzną... zaraz... ona też była naga! Czuła jego oddech na sobie. Spoglądała na przystojną twarz i seksownie wyrzeźbione ciało.
- Ciiii nic nie mów. - Pochylił się nad dziewczyną. Dłonią pogłaskał porcelanowy policzek. Napawał się bliskością. Pięknem. Zapachem ciała. Ostrożnie musnął wargami usta swej podopiecznej. Nie był nachalny. Spokojnie podchodził do szatynki. Pragnął z nią być, lecz nie na przekór jej zmysłom. Musiał wyczuć czy ma jakiekolwiek szanse. Obserwował zachowanie. Zamrugała zaskoczona, lecz nie protestowała. Pozwolił sobie na bardziej śmiałe posunięcie. Wsunął język do ponętnych usteczek. Wprawił języki w namiętny taniec. Subtelnie pieścił podniebienie. Nie musiał długo czekać na reakcję Uchihy... Odwzajemniła pocałunek. Wplotła dłonie w platynowe włosy. Przeczesywała palcami. Momentami zdecydowaniej chwyciła. Czuł przeszywające pociągnięcia, które podsycały jego rządzę. Objął Mitsuko w talii i spokojnie przechylił do tyłu, zmuszając aby położyła się na łóżku.
- Kocham cię Mitsuko. - Wyszeptał ku najgłębszemu zszokowaniu dziewczyny. - Nawet nie wiesz jak bardzo jestem uszczęśliwiony z twego powrotu.
- Kakashi sensei...
- Jeżeli masz zamiar nazywać mnie senseiem, to ja także muszę ciebie tak nazywać.
- Dlaczego? - Odparła ogromnie zaskoczona.
- Ponieważ nauczyłaś mnie trudnej sztuki miłości. - Z nieopisaną czułością spoglądał prosto w oczy dziewczyny.
- J-ja nie wiem co powiedzieć. - Wydukała nie wiedząc jak odebrać słowa od tak wiele lat starszego mężczyzny. Z resztą zbyt wiele się działo tej jednej nocy.
- Mów do mnie po prostu na "ty". Dla ciebie moja droga jestem po prostu Kakashi Hatake, właściwie nikt.
- Nigdy nie byłeś dla mnie nikim. Zawsze byłeś kimś wyjątkowym. - Zaprotestowała oburzona.
- I właśnie to chciałem usłyszeć. - Położył dłoń na nodze dziewczyny i zaczął masować, poruszając w górę i w dół.
- Kakashi... - Dotyk mężczyzny sprawił, że doznawała miłych przeszywających dreszczy. - N-nie jestem gotowa. Zrozum spotykamy się po tylu latach. Tak wiele uległo zmianie. Nie postępujmy zbyt pochopnie... Dajmy czas... Nie chce zbyt szybko. Pragnę mieć pewność, że to nie będzie przelotny romans. Krótkodystansowe miłostki mnie nie interesują.
- Ale Mitsuko, me uczucie do ciebie nie jest krótkodystansowe. Tak wiele dni za tobą podążałem...
- Ty to wiesz, pozwól mi także w to uwierzyć. - Poprosiła pokornie, spoglądając głęboko w oczy mężczyzny. - Nie pozwólmy abyśmy wzajemnie z siebie i to całkiem nieświadomie... zadrwili.
- Wygłupiłem się... - Wyszeptał zrezygnowany. Zabrał dłoń z nogi młodej kobiety. Speszony wplótł rękę we włosy.
- Wcale nie. - Zaprotestowała bez chwili zawahania. - Jest późno... za późno na kawę, ale idealny moment na sen. Możemy przecież spać w jednym łóżku.
- Boję się tylko, że nie zdołam się powstrzymać.
- Zaproponowałam, co zrobisz to zależy od ciebie... sensei.
- A ty nadal swoje. - Przewrócił oczami. - Zostaje, ktoś musi o ciebie zadbać podczas nieobecności twych braci.